Społeczna wrażliwość sekretarza Baszyńskiego

Antoni Baszyński, prominentny przedstawiciel SLD, zajmujący w bydgoskim magistracie eksponowane stanowisko sekretarza miasta, usuwa z mieszkania w swojej kamienicy bezrobotnych. Powód: powinni uregulować zaległości do 11 lipca, a uczynili to dopiero … 13 lipca.

Barbara i Lech Judkowie mają troje dzieci: dwie córki – jedna pełnoletnia po maturze, druga się jeszcze uczy – oraz małego synka. W 2000 roku chłopczyk miał dwa lata. W tym czasie jedyną pracującą osobą w rodzinie była Barbara Judek, zarabiała 600 zł miesięcznie. Jej mąż i najstarsza córka pozostawali bez pracy, przy czym Lech Judek otrzymywał zasiłek dla bezrobotnych w wysokości 500 zł. Łącznie więc rodzina miała 1100 zł miesięcznie na utrzymanie. Niezbyt wygórowana kwota dla pięciu osób. Trudno się dziwić, że nastąpiły trudności z opłacaniem czynszu. Przez dwa miesiące lokatorzy zalegali z należnościami.

Uwrażliwiony na spóźnialstwo
Judkowie mieszkają w domu przy ulicy Wysokiej. Właścicielami posesji są Antoni i Elżbieta Baszyńscy oraz ich córka Anna. W czerwcu 2000 roku wezwali lokatorów do spłaty zaległości. Judkowie próbowali jakoś zdobyć pieniądze. Udało się im, ale się troszkę spóźnili. 13 lipca właściciele domu wypowiedzieli im najem lokalu. Lech Judek dostał od Baszyńskich wypowiedzenie wraz z uzasadnieniem: „W dniu 11 czerwca br. otrzymał Pan upomnienie od wynajmujących informujące o zaległościach w czynszu i opłatach eksploatacyjnych oraz wyznaczające miesięczny termin uregulowania zaległości i bieżących należności. W ciągu tego miesiąca w dniu 6 lipca br. wynajmujący otrzymali od Pana kwotę 250 zł, a po upływie wyznaczonego miesiąca, tj. 13 lipca br. kwotę 200 zł.”
Całe dwa dni za późno dokonali Judkowie wpłaty! Właściciele poinformowali ich, iż okres wypowiedzenia upływa 31 sierpnia, co oznacza, że do tego czasu powinni się wynieść. Nie wiadomo, dokąd niby miałaby się przeprowadzić znajdująca się w opłakanej sytuacji materialnej pięcioosobowa rodzina. Do hotelu?

Uwrażliwiony na tytuł prawny
1 września Lech Judek otrzymał od Baszyńskich kolejne pismo : „W związku z upływem okresu wypowiedzenia najmu lokalu mieszkalnego i nie opróżnieniem tego lokalu wyznaczamy panu 14 dniowy okres na opuszczenie w/w mieszkania wraz z wszystkimi osobami Pana prawa reprezentującymi. W przypadku nie zastosowania się do tego wezwania po upływie wskazanego terminu wytoczymy powództwo o nakazanie przez sąd opróżnienia lokalu.”
W tym samym piśmie lokator został poinformowany, że ponieważ ustał stosunek najmu od 1 września jest zobowiązany „opłacać za zajmowany lokal bez tytułu prawnego odszkodowanie, które wynosi 200 % czynszu.”
Rodzina, która z niezależnych od siebie powodów miała trudności z systematycznym regulowaniem czynszu, została zobowiązana do opłacania go w podwójnej wysokości.
Właściciele zdawali sobie sprawę, iż lokatorzy nie mają się dokąd wyprowadzić, więc będą nadal mieszkać w ich kamienicy, o czym świadczy najdobitniej pouczenie zawarte w piśmie do Judka, mówiące że „odszkodowanie należy uiszczać 10 dnia każdego miesiąca do rąk jednego ze współwłaścicieli”. Nijak to się ma do żądania wyprowadzki i zapowiedzi natychmiastowego wystąpienia na drogę sądową, jeśli do połowy września lokatorzy nie opuszczą mieszkania.

Uwrażliwiony na arytmetykę
Judkowie nadal mieszkali przy Wysokiej i płacili czynsz w pierwotnej wysokości, a Antoni Baszyński skrupulatnie liczył jak rośnie kwota nieuiszczanego odszkodowania z odsetkami.
Dopiero po upływie blisko roku – w lipcu 2001 roku- Baszyńscy wnieśli pozew o nakazanie Judkom opuszczenia mieszkania, a przy okazji o zapłatę skumulowanej kwoty odszkodowania. W odpowiedzi na pozew lokatorzy zawnioskowali o oddalenie powództwa. Uzasadnili to brakiem podstaw do wręczenia im wypowiedzenia, które zgodnie z przepisami rozpoczyna się z końcem miesiąca kalendarzowego, czyli z dniem 31 lipca 2000 roku ze skutkiem na koniec sierpnia, a oni w tym czasie nie posiadali już żadnych zaległości. Postępowanie sądowe nadal się toczy.
W lutym 2002 roku Judkowie, których sytuacja materialna zmieniła się na niekorzyść, gdyż ustała wypłata zasiłku dla bezrobotnych , zdecydowali się złożyć wniosek o dodatek mieszkaniowy. Nigdy wcześniej nie występowali o zapomogę z opieki społecznej, gdyż byli zdania, iż w jeszcze gorszym od nich położeniu znajduje się wiele innych rodzin.
Pięcioosobowa rodzina może otrzymać dodatek mieszkaniowy , jeśli nie zajmuje lokalu większego niż 84 m kw., a dochód na osobę nie przekracza 530 zł brutto. Wysokość dodatku jest zróżnicowana, ale przeważnie wynosi 70 proc. wydatków na mieszkanie.
Judkowie mieszkają na 37 m kw., a jedynym żywicielem rodziny była wówczas Barbara Judek. Spełniali więc z nawiązką wszelkie wymogi.
Lech Judek wypełnił stosowny wniosek. Musiał w nim podać wszystkie dane wraz z wysokością wydatków na mieszkanie w ostatnim miesiącu. Wpisał kwotę 345 zł.
Prawdziwość danych zawartych we wniosku podwierdza podpisem zarządca domu. Baszyński nie ograniczył się do złożenia podpisu, ale napisał : „Pan Lech Judek wraz z Rodziną zamieszkuje w wyżej wymienionym lokalu bez tytułu prawnego”. Tym samym storpedował starania Judków, gdyż „dzikim lokatorom” dodatki mieszkaniowe nie przysługują. Baszyński dopisał jeszcze we wniosku , że lokatorzy zalegają z zapłatą 59 zł 6 gr. za wodę i ścieki oraz 29 zł 60 gr. za wywóz śmieci oraz nie płacą mu odszkodowania za zajmowany lokal i łącznie są mu winni 2.731 zł 75 gr.
Miało to miejsce 12 lutego 2002 roku, kiedy nie rozstrzygnięta była jeszcze sprawa sądowa. Antoni Baszyński twierdzi, że miał prawo tak postąpić, gdyż pozew dotyczy eksmisji, a nie prawa do lokalu. Wszystko to prawda, tylko że Judkowie wnieśli o odrzucenie powództwa w całości, ponieważ w momencie, gdy zaczęło biec wypowiedzenie, nie mieli już długów, w związku z tym uważają, że niesłusznie Baszyńscy odbierają im prawo do lokalu. A co będzie, gdy sąd przyzna im rację?
Baszyński, zapytany, gdzie będą mieszkać Judkowie w przypadku zasądzenia eksmisji, odpowiedział, że w lokalu socjalnym. – A czy miasto posiada takie lokale? – Na pewno – odrzekł bez wahania,
Hanna Antczak, rzecznik prasowy ADM, potwierdza, że jest do dyspozycji kilkadziesiąt lokali socjalnych. Wyjaśnia też, że rodzina nie może otrzymać mniejszej powierzchni mieszkalnej niż 5 m kw. na osobę. To oznacza, że w razie zasądzenia eksmisji, pięcioosobowa rodzina Judków będzie mieszkać w pokoju o powierzchni 25 m kw.

Uwrażliwiony na lokatorów

W domu przy ul. Wysokiej właściciele zajmują pierwsze i drugie piętro, a lokatorzy parter. Jedynie Judkowie mieszkają tam na mocy decyzji administracyjnej, pozostałe dwie rodziny wynajęły mieszkania.
Właściciele nie uprzyjemniają lokatorom życia. Kiedy od Judków wieczorem wychodzą goście, posuwają się do bramy kamienicy po omacku, gdyż Baszyńscy odcinają prąd w klatce schodowej, więc nie można zapalić światła. To jednak jedna z mniejszych niedogodności.
Na podwórku stały szopki, w których lokatorzy trzymali węgiel. Baszyński rozebrał szopki i postawił w ich miejsce garaże. Dwa z nich sam użytkuje, jeden wydzierżawia. Święte właścicielskie prawo. W jego następstwie wszakże Judkowie musieli zakupić grzejniki elektryczne, gdyż nie mieli gdzie trzymać węgla do pieców.
Teoretycznie mogliby przechowywać opał w piwnicy, ale tylko teoretycznie. Z powodu niewielkiej powierzchni mieszkaniowej piwnica służy Judkom jako komórka, a od jakiegoś czasu również jako… suszarnia. Strych, na którym niegdyś Barbara Judek mogła wywieszać pranie, został przez Baszyńskiego zaadoptowany na mieszkanie dla córki.
Długo trwało, nim Judkowie uzyskali zgodę od właścicieli na podłączenie do mieszkania linii telefonicznej. – Przecież można sobie sprawić komórkę – słyszeli.
Decyzję na lokal przy ul. Wysokiej otrzymali Judkowie w 1985 roku. Mieszkanie znajdowało się w żałosnym stanie. Wchodziło się do niego przez kuchnię, z której drzwi prowadziły do pokoju. Nie było gazu, łazienki, ani toalety. Piece wymagały przestawienia , a całe mieszkanie gruntownego remontu.
Obecnie przyjemnie wejść do niego. Lech Judek wydzielił z części kuchni miejsce na przedpokój i małą łazienkę. Jest skromnie, ale czyściutko i estetycznie.
To dzięki inwencji i wysiłkowi Judka kamienica została skanalizowana. Przygotowywano infrastrukturę do budowanych naprzeciw bloków. Ulicę Wysoką rozkopano, by pociągnąć rury wodno-kanalizacyjne. Judek skorzystał z okazji, żeby się podłączyć. Zrobił dwumetrowej głębokości wykop i kupił rurę, która została przyłączona do sieci. Ponieważ końcówka rury znajdowała się w piwnicy, z możliwości posiadania kanalizacji skorzystali wszyscy pozostali lokatorzy, również właściciele kamienicy. Nikt nie zapłacił Judkowi złamanego grosza. Właściciele nie raczyli zauważyć, że swoim kosztem podniósł standard nie tylko zajmowanego przez siebie mieszkania, ale całego budynku. A może gdyby Judek policzył koszty zakupu rury i swojej robocizny, byłaby to suma większa niż odszkodowanie, którego obecnie domagają się właściciele?

Z chwilą złożenia przez Baszyńskich pozwu w sądzie ich dzieci przestały się kłaniać znacznie od nich starszym Judkom. To chyba genetycznie przekazany objaw wrażliwości społecznej.

Ewa Starosta

Dodaj komentarz