Pozytywizm (2): Walka z apatią

Pozytywizm uważa się powszechnie za czas królowania rozsądku. Pozytywistów chwali się za tzw. realizm. Konstatuje się z zapałem, iż wreszcie kult pracy wyparł ducha szaleństwa i anarchii. Wszystkie zachwyty nad pracowitością ówczesnych Polaków przesłaniają jakąś istotną część prawdy o tej epoce – prawdy gorzkiej, bolesnej.

Pozytywizm jest jedną z najbardziej poszkodowanych epok literackich. Za pomocą paru etykietek przechodzi się nad nią do porządku dziennego. „Praca organiczna”, „praca u podstaw”, „ugoda” i „trójlojalizm” – oto cały pozytywizm. Tej trywializacji winien zaś jest podstawy błąd. Pomylono rozsądek z rezygnacją wywołaną popowstaniowym szokiem, a realizm z poczuciem beznadziei. Prawie wszyscy wybitni twórcy tego okresu noszą w sobie tragiczne rozdarcie. Kładzie się ono cieniem na ich porachunki z romantyzmem. Pozytywiści uderzają w ideały romantyczne, zachowując gdzieś w zakamarkach umysłu świadomość, iż uderzają w rzeczy im drogie. Jaki więc był w istocie stosunek pozytywistów do największej świętości romantycznej – ojczyzny?

Okres trwania powstania był poetycko bardzo płodny. Muzy zamilkły wraz z klęską i straszliwymi represjami. Literatura długo miała się dźwigać z popowstaniowego szoku. Stan umysłów określa ówczesna twórczość publicystyczna. Chętny posłuch, jaki dano wtedy nowym prądom płynącym z Europy, daje się wytłumaczyć w kategoriach psychologicznych. Romantyczny sposób myślenia okazał się zawodny, w tym sensie, że uległ w konfrontacji z brutalną, materialną rzeczywistością. Nowy prąd właśnie materialną rzeczywistość uczynił centrum swego zainteresowania. Pokazywał też i udowadniał, że zapanować nad materią można dopiero, gdy pozna się jej prawa i mechanizmy. Jedynym zaś narzędziem poznania uznawał ludzki rozum. Czyż nie by¬ła to oferta kusząca dla ludzi, którzy namacalnie i naocznie prze¬konali się, że najświętsze uczucia i najczystsze intencje nie stanowią przeciwwagi dla tysięcy bagnetów? Tylko myślenie w sposób racjonalny o klęsce mogło uchronić ich przed szaleństwem i całko¬witą apatią. Emocje musiały ulec, przynajmniej na pewien czas, wy¬ciszeniu. Nie oznacza to, iż o sprawie narodowej zapomniano. Pozytywiści warszawscy, z Aleksandrem Świętochowskim na czele, podjęli na łamach prasy problem: jakie formy winno przybrać życie narodu pozbawionego niepodległego bytu? Jednak pierwsi postawili to pyta¬nie konserwatyści krakowscy. I oni właśnie stworzyli prawdziwą szkołę politycznego myślenia. Zasługi „stańczyków” są bezsporne. Wychowali całe pokolenie pojmujące kategorie państwowe w sposób nowoczesny. Ale w latach 60-tych, kiedy rozpoczynali działalność na łamach „Przeglądu Polskiego”, liczyło się coś innego. Oto jak rozpoznawał sytuację Stanisław Koźmian: „Po upadku powstania 1863 r. i zawodzie co do obcej pomocy rozczarowanie było wielkie, wytrzeźwienie na razie znaczne. Rozczarowanie i wytrzeźwienie nie¬zdrowe. Było to przebudzenie jak po orgii lub złym śnie. Musiały po nim nastąpić ociężałość i prostracja i znowu musiało społeczeństwo popaść w historyczną ostateczność drugą, w apatię, zobojętnienie, martwotę, co gorsza, tym razem, w zwątpienie i niewiarę. Stracić ono musiało ufność w dotychczasowe środki i cele.” Stańczycy byli pierwszymi, którzy wydali walkę apatii, w jakiej pogrążył się naród. Czy mogli to uczynić ludzie, którym sprawa polska była obca? Są tacy, którzy ich działania określają dzisiaj mianem zdra¬dy narodowej, co bierze się głównie z nieznajomości dzieł stańczy¬ków i ich poglądów historiozoficznych. Wieść gminna niesie bowiem, iż konserwatyści krakowscy najpierw zmieszali z błotem całą przeszłość Rzeczypospolitej, następnie uznali, że utrata niepodległości jest wyłączną winą Polaków, a na przyszłość radzili poddać się całkowicie woli zaborców i nigdy więcej nie podnosić na nich ręki. Tymczasem stańczycy nie skreślili ze swych pragnień i dążeń odzyskania niepodległości. Niepodległość nie była dla nich ani niemożliwością, ani płonną nadzieją. Uważali jednak, że jej odzyskanie może się przeciągać w czasie, nawet znacznie, o ile nie nastąpi jakaś gwałtowna, a sprzyjająca zmiana w sytuacji europejskiej. W miejsce więc dotychczasowych nieskutecznych sposobów dobijania się o wolny byt za pomocą czynów zbrojnych, proponowali inny sposób działania i inny model patriotyzmu. Nazwali go patriotyzmem politycznym. Składały się nań wszelkie czyny legalne i jawne, które miały umacniać byt narodowy. Byt narodowy opiera się zaś – zdaniem stańczyków – od strony materialnej o posiadanie ziemi i zamożność Po¬laków, od strony duchowej o katolicyzm, a także o język, obyczaje, tradycję i historię narodu.

Stosunek stańczyków do przeszłości wymaga osobnego wyjaśnienia, wyolbrzymia się bowiem nadmiernie ich krytycyzm, zapominając, że właśnie z tradycji uczynili oni wartość podstawową i tradycja była dla nich weryfikatorem, ostatecznym sprawdzianem prawdziwości wszelkich sądów na temat teraźniejszości.

Niestety, ze wszystkich trafnych i głębokich przemyśleń konserwatystów krakowskich, w pamięci potomnych pozostała tylko jedna – całkowicie błędna – zasada trójlojalizmu. Idea ta nie zrodziła się od razu, ale dopiero pod koniec lat 70-tych, czyli po kilkunastoletnim okresie istnienia szkoły krakowskiej. Stanowiła zaprzeczenie punktów wyjścia, odejście od początkowych deklaracji stańczyków. Zdaniem konserwatystów, największym wrogiem Polski był carat, nie tylko z powodu traktowania Polaków w zaborze rosyjskim, ale przede wszystkim z cywilizacyjnej, kulturowej, religijnej od¬rębności i wrogości dwóch światków, do jakich należały Polska i Rosja. Stosunek do monarchii austriackiej był zupełnie inny. Konserwatyści krakowscy, żyjąc w Galicji, korzystali z dobrodziejstw autonomii, z prawa do rozwijania nauki i kultury narodowej. Lojalność wobec cesarza Austrii uważali za korzystną ze wszech miar dla sprawy polskiej. Żywe były rachuby na konflikt austriacko-rosyjski, który stworzyłby nowe szanse dla Polski. W miarę upływu czasu uzna¬li jednak, iż idea lojalizmu winna obowiązywać również w pozostałych zaborach. Tymczasem rozumowanie słuszne w wielu punktach dla sytuacji galicyjskiej, nie było takim w sytuacji innych zaborów. Stańczycy popełnili bowiem zasadniczy błąd. Uznali, iż zaborcy wy¬nagradzać będą lojalnych Polaków poprzez wydawanie przywilejów i rozszerzanie swobód narodowych. Znowu więc liczono na dobrą wolę sąsiadów, który to pogląd historia świata i Polski wielokrotnie obalała i kompromitowała. Działania ewolucyjne, które propagowali konserwatyści, odrzucając rewolucyjne, należy ocenić wysoko, jako mądrą i dalekowzroczną strategię przetrwania narodowego i taktykę życiową, której najwyższym celem miała być niepodległość. Do strategii stańczyków, mimo jej pozornego pragmatyzmu, wkradły się jednak elementy utopijne. Na dobrowolne akty wspaniałomyślności w polityce międzynarodowej nie można liczyć.

W związku z ideą trójlojalizmu trzeba koniecznie wyjaśnić jedną rzecz, jeśli mówi się o zachowaniach patriotycznych tego okresu. Nie można po prostu utożsamiać stosunku pozytywistów do sprawy narodowej z panowaniem zasady trójlojalizmu. Julian Krzyżanowski na¬pisał: „rządy zaborcze nie mogły cieszyć się sympatią swych polskich poddanych i – wbrew pozorom – nie mogła być mowy o „trójlojalizmie” jako postawie ogólnej narodu.” Wszelkie deklaracje wierności wobec cesarzy państw zaborczych miały charakter jednostkowy.

Natomiast niezaprzeczalnym faktem jest stan apatii po roku 1863. Stańczycy chcieli z nią walczyć, ale jednocześnie też wydali walkę polskim sympatiom rewolucyjnym, sentymentom popowstańczym.
Tracili niepotrzebnie czas, a także pozbawiali należnej siły działania skierowane przeciw narodowej apatii. Bowiem po strasznym doświadczeniu roku 1863 nikt w Polsce o powstaniu nie myślał. Trafnie określił ówczesną sytuację psychiczną narodu Marcin Król: „Przemiana umysłowa dokonała się sama, i to w stopniu tak znacznym, że późniejszym działaczom politycznym z trudem przychodziło budzić społeczeństwo do czynnej świadomości narodowej.”

Dla celów dydaktycznych upraszcza się stosunek pozytywistów do romantyzmu, w imię nieprawdziwej tezy, iż każda następna epoka jest całkowitym zaprzeczeniem poprzedniej. Przypomnijmy więc tyl¬ko, że wieszczem stańczyków stał się Krasiński. Czołowy romantyk, a przy tym krytyczny konserwatysta. Bogactwo romantyzmu było tak wielkie i zróżnicowane, a jego potencjał myślowy, literacki i filozoficzny tak duży, że nie utracił on swojej atrakcyjności dla trzeźwego pokolenia następców i twórczo je inspirował.

***

Hołd należny poezji romantycznej składał inny przedstawiciel pokolenia pozytywistów – Adam Asnyk. Określił on rolę, jaką odegrała wielka literatura romantyczna w przygotowaniu powstania styczniowego.
„I klątwa wieszczów na grunt padła żyzny,
Budząc gniew, zemstę i boleść namiętną
Nad poniżeniem i hańbą ojczyzny.”

Słowa te znalazły się w traktacie wierszowanym pt. „W dwudziestopięcioletnią rocznicę powstania 1863 roku”. Powstały więc w czasie, gdy z olbrzymią siłą zaczęła działać legenda powstania, o którym wcześniej milczano i starano się zetrzeć z pamięci. 25 lat po klęsce napisał Asnyk słowa, które wcześniej z całą pewnością ściągnęłyby gromy na jego głowę:
„My błogosławim wam, rycerze młodzi,
Narodowego długu spadkobierce,
I na trud przyszłych, mozolnych wyzwoleń
Niesiem życzenia gasnących pokoleń.”

Powstanie, które stało się początkiem narodowej tragedii, w legendzie staje się moralnym i patriotycznym zobowiązaniem dla nowego pokolenia, imperatywem, wezwaniem do uszanowanie tradycji, wpisania się czynem w ciąg czynów poprzedników.

Czy Asnyk jest typowym przedstawicielem okresu pozytywizmu, o ile założymy istnienie tego rodzaju typowości? Tak. Brał udział w powstaniu, był nawet we władzach powstańczych. Później opuścił zabór rosyjski, ale i w Galicji nie wyzwolił się spod ciśnienia klęski, koszmaru zniszczeń i prześladowań. Poddał się tej apatii i rezygnacji, w której pogrążało się całe społeczeństwo. Stan ten jest wpisany w jego poezję. Tak należy rozumieć okrutne określenie Wyspiańskiego, który słysząc, że ktoś nazwał Asnyka orłem poezji dopowiedział, że to orzeł wypchany i nigdzie nie poleci. Największą zaś oznaką słabości poety było przejmowanie różnych elementów filozofii pozytywistycznej, wprost wynikało z poczucie bezsiły. Dlatego nie ma nic błędniejszego niż uparte łączenie Asnyka z bezmyślnie wyrwanym z jego twórczości hasłem: „trzeba z żywymi na¬przód iść”, które rzekomo ma świadczyć o jego typowości jako pozytywisty. Nie na tym polegała owa typowość, ale na całym smutku tej poezji, ze stale obecną nutą rezygnacji. Ciężar doświadczenia zbyt był dojmujący, by poeta umiał z energią i wiarą przeciwstawiać się hasłom epoki. Na surowe werdykty stańczyków, dotyczące romantycznej przeszłości Polski i ostatniego powstania, mógł odpowiedzieć jedynie gorzką ironią:
„Miłość ojczyzny?… Ta dziś pustym dźwiękiem,
Co nie brzmi wcale albo brzmi szaleństwem;
Nasi mężowie, śpiąc na łożu miękkiem,
Biją w dzwon trwogi przed niebezpieczeństwem,
Gdy kto ten wyraz powie z cichym jękiem,
I obrzucają swój naród przekleństwem
Za to, że śmiał, się targać na kajdany
I drgnął na chwilę własną krwią oblany.

Miłość ojczyzny! To przedmiot zużyty
I pogrzebany z poległym rycerstwem,
Starannie w trumnie gwoździami przybity
I przytrząśnięty pleśnią i szyderstwem,
A nad nim klęczy postać jezuity,
Co umarłego gorszy się kacerstwem
I lud poucza, że modna pobożność –
Tę ziemską miłość uważa za zdrożność.”
(Poeci do publiczności)

Jedno tylko pozostaje pewne, że ten typowy pozytywista, który nawoływał „trzeba z żywymi naprzód iść”, wszystkie uczucia, jakie ocalały po kataklizmie styczniowym złożył na „ołtarzach przeszłości”, a nie przyszłości.
Adam Asnyk to najwybitniejszy poeta tej epoki, w której triumfy święciła proza. Maria Konopnicka nie dorównuje mu talentem. Ale nie można pominąć tej poetki, zwłaszcza w kontekście wątku narodowego. „Rota” Konopnickiej, mimo zarzutów niezasłużenie wielkiej popularności, stała się kolejnym utworem, którego patriotyczne treści spowodowały, iż urósł do rangi pretendenta do roli hymnu narodowego.

***

Pasje literackie, społeczne i patriotyczne pozytywistów ujawniły się przede wszystkim w gatunkach publicystycznych i prozatorskich. W opowiadaniach poświęconych sytuacji kobiet, biedoty wiejskiej i miejskiej, Żydów – wyrażali troskę o los kraju.
Wśród prozaików tego okresu największą i nieprzemijającą popularność zdobył Henryk Sienkiewicz. Zyskał ją, rzecz jasna, za sprawą „Trylogii”. Nie ma sensu spierać się przy tej okazji o wierność
historyczną, rysunek poszczególnych postaci, sympatie autorskie.
Wartość „Trylogii” polega bowiem na fenomenalnym pokazaniu tej całości, jaką stanowi naród, olbrzymiej, nie do pokonania siły, jaka tkwi w narodzie. Wspólnota narodowa pokazana została jako najświętsza i najsilniejsza więź międzyludzka, niezniszczalna i zwycięska. Intencja Sienkiewicza była oczywista, wyraził ją zresztą słowami „ku po¬krzepieniu serc”.
Problematyka patriotyczna zajmuje w twórczości Henryka Sienkiewicza poczesne miejsce. Był jednym z pierwszych pisarzy, którzy literacko wykorzystali temat powstania styczniowego, w „Szkicach węglem” umieścił karykaturalną postać Zołzikiewicza, który czerpał profity z denuncjonowania byłych powstańców. Opinia publiczna okrzyczała utwór jako antynarodowy, ale głównym powodem tego ataku, był fakt, iż cenzura fatalnie okroiła opowiadanie. Z dwukartkowej, złośliwej analizy postawy ostały się dwa zdania.
Za najważniejsze jednak dla sprawy narodowej należy uznać przesłanie zawarte w „Latarniku”. Pokazuje on „fatalną siłę” działania literatury romantycznej, która opiera się działaniu czasu i doświadczeń, zachowuje swoją dawną moc. „Latarnika” odczytywano również na inny sposób. Oto Polska, pogrążona w letargu, która ocknie się ze snu, gdy niespodziewanie zadziała znowu tamta „siła fatalna”.
Sienkiewicz to kolejny pozytywista, który oddał hołd litera¬turze romantycznej. Bowiem idee pozytywistyczne działały na polskich twórców w szczególny sposób. Podporządkowywano im się tylko do pewnego stopnia, gdy zaś dochodziło do kwestii najbardziej drażliwej i najważniejszej, do sprawy narodowej, napotykały na opór.

Ewa Starosta, „Fakty”, 1982 r.

Tracili niepotrzebnie czas, a także pozbawiali należnej siły działania skierowane przeciw narodowej apatii. Bowiem po strasznym do¬świadczeniu roku 1863 nikt w Polsce o powstaniu nie myślał. Traf¬nie określił ówczesną sytuację psychiczną narodu Itarcin Króli “Przemiana umysłowa dokonała się sama, 1 to w stopniu tak znacznym, że późniejszym działaczom politycznym z trudem przychodziło budzić społeczeństwo do czynnej świadomości narodowej.”

Dodaj komentarz