„Bydgoska ośmiornica” – Stajszczak

Posted: 28 marca, 2011 in "Bydgoska ośmiornica 1"

NARODZINY IMPERIUM
Koledzy nazywali go Jachu z kolejówki. Jako uczeń Technikum Kolejowego pierwszy raz zabłysnął prawdziwym talentem, umiejętnie handlując na rynku mundurkami szkolnymi. Potem zdał na studia, ale studentem był tylko kilka miesięcy. Naukę trudno pogodzić z obowiązkami cinkciarza. Trzeba było godzinami wystawać przed Pewexem, czyhając na okazję. Czy można tracić czas na słuchanie wykładów, kiedy w tym momencie na Starym Rynku mógł się zjawić klient? Młodszy brat Mirek, który pilnie terminował u jego boku, lepiej godził obowiązki cinkciarza i studenta.
Janusz Stajszczak zawarł wtedy ciekawe znajomości. Jak wiadomo, środowisko cinkciarskie ściśle było powiązane z marginesem społecznym, a ponadto penetrowały je i wykorzystywały do różnych zadań odpowiednie służby. Ciekawe, czy Stajszczak nie poznał wówczas ówczesnego naczelnika wydziału do spraw wałki z przestępstwami gospodarczymi Komendy Wojewódzkiej MO w Bydgoszczy? Poznał wtedy zapewne Janusza Palucha, który wystawał pod tym samym bankiem PKO na Starym Rynku. Kumple cinkciarze mieli się spotkać po kilku latach w nowych rolach, rolach prężnych i znanych biznesmenów.
Ten pierwszy okres działalności Janusza Stajszczaka (czternastego na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”) w oficjalnych życiorysach określa się dziś słowami: „Karierę biznesmena rozpoczął od drobnego handlu i obrotu walutami.” Dalszą karierę Janusza Stajszczaka odtworzyli dziennikarze „Nowego Świata”:
„Wkrótce kiedy to zajęcie stało się oficjalną profesją, uruchomił sieć kantorów. Do Bydgoszczy płynęły wtedy pieniądze głównie z Niemiec. Niektórzy twierdzą, że były to brudne marki uzyskane w handlu narkotykami. Faktem jest, że z Bydgoszczy wypływał również potężny strumień marek na Zachód.W tym czasie, co na pierwszy rzut oka może się wydawać zaskakujące, pojedyncze kantory plajtowały. Powodem tego było sztuczne zaniżanie lub podnoszenie kursów walut. Nagłe wprowadzanie lub wyjmowanie z kantorów ogromnych sum pieniędzy (chodziło podobno o pół miliona dolarów) skutecznie odstraszyło małych finansistów. Pod koniec 1989 roku na bydgoskim kantorowym rynku pozostali praktycznie dwaj ludzie: 30-letni Janusz Stajszczak oraz 40-letni Zbigniew Stramowski.
Janusz Stajszczak rozpoczynał karierę stosunkowo niedawno. Miał dużo szczęścia. Bardzo przychylni mu byli dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw. Stajszczak odkupywał od nich dolary z tzw. odpisów dewizowych. Płacił po 2 tys. złotych. I nie odsprzedawał dolarów, jak można było się domyślać, po oficjalnym kursie (6 tys. zł za dolara), lecz kupował sprzęt elektroniczny. Po niskich cenach sprzedawał radia, magnetofony, telewizory robotnikom z tych samych przedsiębiorstw, od których wcześniej odkupił tanie dolary. Taki jeden obrót dawał 200 do 300 tys. dolarów zysku. I nikt nikomu nic nie miał za złe.”
Tyle warszawscy dziennikarze. Dużo więcej na temat spółek Janusza Stajszczaka wiedzą Urząd i Izba Skarbowa oraz bydgoska Delegatura NIK.

Więcej

Komentarze
  1. anumlik pisze:

    O początkach kariery Stajszczaka, o aferze „Welteksu”, handlu alkoholem przywożonym do Polski z Lesotho bez cła, a także o „rublach trasferowych” i „markach transferowych” zmanienianych na dolary, pisała ówczesna dziennikarka i wicenaczelna „Nowego Świata”, Elżbieta Isakiewicz, w książce „Afery? UOP? Mafia?” (wyd. Antyk, 1993 r.). Nie wierzę, że pani Starosta o tym nie wiedziała pisząc „Bydgoską ośmiornicę”. Jeśli zaź nie wiedziała, to teraz wie.

Dodaj komentarz